Licznik

0.png9.png1.png5.png5.png7.png

Visitor Info

  • IP: 3.138.174.95

piątek, 03 maj 2024 23:55

Niebanalna praca

Jak się zachowuje renesansowe piękno w XXI wieku opowiada Dariusz Sebastianowicz, toruński konserwator zabytkowych mebli. Jestem bardziej rzemieślnikiem niż artystą – mówi.

Ewa Forman: Nie myślałeś nigdy o medycynie?
Dariusz Sebastianowicz: (milczenie) Kiedyś o psychologii (śmiech).

Reanimujesz meble tak jak lekarze chorych. Przywracasz je do życia.
To bardziej jak lekarz sentymentów. Każdy ma coś po babci, czy dziadku. Ktoś kiedyś powiedział, że na sentymentach najlepiej się zarabia.

Kiedy konserwacja zaczęła cię kręcić?
Już w dzieciństwie. Babcia miała dużo antyków, które przykuwały moją uwagę. A tak bardziej profesjonalnie, to w wieku 20 lat.

Kiedy odbyła się pierwsza operacja na drewnianym pacjencie?
W 1987 roku. W wannie szlifowałem stoliczek bawarski. Dzisiaj nie chciałbym go oglądać (śmiech). Jednak klient czuł się zadowolony, jak na tamte lata i możliwości wykonałem dobrą robotę.

Gdzie się kształciłeś w tym kierunku?
Bardzo trudne pytanie. Wydaje mi się, że nie ma sensu o tym mówić. Skończyłem liceum konserwacji zabytków w Toruniu. To miała być elitarna uczelnia kształcąca artystów. Szkoła nic kompletnie mi nie dała. Sam uczyłem się z książek. Jednak najskuteczniejsza okazała się metoda prób i błędów.

Czy można się tego nauczyć - jak fachu, czy może to coś więcej?
Można. Ale potrzeba dużej intuicji obrazowej, wyobraźni. Ważne jest zapamiętywanie wzrokowe. Zdolności artystyczne też się przydają. To konglomerat wielu zawodów - kiedyś na imprezie za znajomymi doliczyliśmy się trzydziestu (śmiech). Nie uważam się za artystę, lecz rzemieślnika.

Jakie masz doświadczenie?

Poza Polską pracowałem też w Niemczech i we Francji.

Czy dostrzegasz jakieś różnice między konserwacją w Polsce a na zachodzie?
Dostrzegam bardzo wyraźne różnice. My jesteśmy bardziej operatywni. We Francji, żeby zrobić dobrą komodę pracuje 15 osób, a w Polsce 2. Może to lepsze, ale w rzeczywistości powiązanie tych osób jest trudne. No i wiążą się z tym większe koszty.

A w kwestii samego postępowania z meblem?

We Francji konserwacja jest bardziej zachowawcza. Francuzi zostawiają wszystkie rysy i gwoździe w przedmiocie. Niczego nie zmieniają. Oni nie odświeżają, ale zabezpieczają. Natomiast w Niemczech konserwator bierze szlifierkę i robi wszystko na gładko .Tam nie ma artystów. W Polsce panuje metoda estetyczna, czyli uzupełnia się ubytki, klei i nadaje nową powlokę, co we Francji jest nie do pomyślenia.

Czy posiadasz swój kodeks postępowania?
Mam pewne zasady, których nie naruszam. Nie wolno zmieniać struktury drzewa, czy koloru. Na pewno nie zamaluję pięknej wiśniowej komody na czarno. Zdarzają się takie zamówienia, lecz zawsze odmawiam.

Czy zdarzają się przypadki beznadziejne?
Na 6,5 tysiąca mebli zdarzyło się dwa razy. Pewien facet przyniósł do mnie szafę chłopską w prawdziwej agonii. Dotknąłem jej i się rozsypała. Drugi przypadek to nadwęglona kanapa. Ale udało się ją uratować. Żyje do dziś. Stoi u mnie w pokoju (uśmiech).

Co dało ci największą satysfakcje?
Raczej wszystko się zlewa. Po skończonej pracy jest zachwyt. Ale potem przychodzi następny. To jak drugi udany taniec.

Czy twoja oferta cieszy się dużym zainteresowaniem?
Straszny szał panował jakieś 7-8 lat temu. Teraz to się trochę uspokoiło. Ale nadal jest sporo ludzi, którzy szukają jednostkowych rzeczy - czegoś innego, by podkreślić swoją indywidualność. Coraz więcej młodych ludzi interesuje się pamiątkami po rodzinie. To mnie cieszy.

Jak wygląda kwestia ceny?

Nie można jej z góry określić. To zależy od mebla. Potrzebny jest bardzo osobisty kontakt z przedmiotem. Czasem trzeba tylko porządnie umyć krzesło i je polakierować. To wychodzi tanio. Często ludzi do mnie dzwonią i pytają, ile coś będzie kosztować i nie rozumieją, że nie mogę zrobić wyceny przez telefon. Kiedyś ktoś bardzo nalegał, by mu podać cenę „pi razy drzwi”, to powiedziałem od 200 zł do 5 tysięcy (śmiech).

A konkurencja?
Bardzo chciałbym ją poznać. Słyszałem, że jakaś jest, ale jeszcze żadnej nie spotkałem.

Jak się reklamujesz?
Nie trzeba reklamy. Nie sprawdza się w tym zawodzie. Wystarczy podać numer telefonu i adres w internecie. Kto jest zainteresowany, bez problemu mnie znajdzie.

Pytanie natury prozaicznej – czy ta praca się opłaca?
Oczywiście. Jednak moje zarobki to sinusoida. Czasem pracuję za bezcen. Potem odnawiam podobną rzecz za dużo większe pieniądze. Nie ma dwóch takich samych rzeczy i każda potrzebuje indywidualnego traktowania. W tej pracy nie można się nudzić.

Otaczają cię stare przedmioty. Czy znajdzie się wśród nich miejsce dla czegoś nowego?
Oczywiście. Lubię nowe meble. Ale tylko robione ręcznie. Wzrusza mnie tylko to, co dotknęła ludzka ręka, nie automat. Walczę z awangardą, jestem za kulturą mieszczańską.

Pracownia mieści się w twoim domu – czy to wygodne?
Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania. Pracownia i mieszkanie w jednym to model włoski. Dzięki temu czuję się trochę człowiekiem renesansu (śmiech).

Rozmawiała Ewa Forman

Artukuł pobrany ze strony:

http://orbitorun.pl/niebanalnapracanietuzinkowyczlowiek,749,l1.html

Copyright � 2016 renowacja.wtoruniu.eu. All Rights Reserved W Toruniu.